czwartek, 6 stycznia 2011

Pewnego roku zakupiony został karmnik dla okolicznego ptactwa ku chwilowej uciesze mojego, jedynego jeszcze wtedy dziecka. Pokarm dla nich i przez nich namierzony został szybko.
Kolejnego roku karmnik utknął gdzieś w piwnicznych regałach zapomniany, zakurzony...
Najwidoczniej spora populacja tego roku lub może inny czynnik fruwających jakoś masowo na wale przed oknami, przykuły uwagę moją.
I oto stoi...  zamontowany... w szybkim tempie bo wtedy jeszcze panowały srogie mrozy!
No tak, teraz podglądając dyskretnie podjadam ja przy stole kuchennym i one w swoim małym domku.


Są też tacy dość stali bywalcy. Ci natomiast wielce płochliwi poruszją się swoimi ścieżkami. I muszę napisać, że uchwycenie ich w obiektywie jest nie lada wyczynem ( mi prawie się udało) lecz łapałam aparat w biegu i w swetrze, sprintem na balkonie bez większego namysłu próbowałam go złapać w migawce.
Oto on.... BAŻANT... z rana odwiedziła nas cała banda, ale byli za daleko, rozpraszali się gwałtownie, może innym razem się uda...


Pozdrawiam Noworocznie!!!